"No przecież robię, co trzeba, a waga stoi..." - dlaczego jest tak, a nie inaczej? Dokładniejsze omówienie :)
13:48
No tak, zacznijmy od tego, że w 2 tygodnie przed latem NIE staniesz się seks bombą. Stąd też potrzeba rozpoczęcia diety i ćwiczeń sporo przed jego nadejściem. Oczywiście mowa tu o osobach, które myślą tylko pod kątem letniej figury po zimie ("a po zimie przyszła wiosna i mama przytyła"). No tak, w zimę potrzeba więcej energii i jedzenia i nie martwimy się tak o tuszę, która i tak chowa się pod grubymi ubraniami.
Ale nagle przychodzi ciepełko i z grubych ubrań zostają prawie same sznureczki na ciele w postaci stroju kąpielowego i tu nagle wszyscy budzą się, że "trzeba schudnąć!".
Najgorszą myślą, na jaką się wpada (i potem dostaję miliard takich pytań) jest "chcę szybko schudnąć" albo "mam tydzień na schudnięcie". Na co Wy liczycie kochane... Że kupicie tabletki, w których są mali robotnicy i w momenciu jej połknięcia rozejdą się po ciele, powycinają tłuszcz i z nim wyjdą w toalecie, a za każdym takim razem wyniosą 5 kg? Chyba czas się obudzić...
Choćbyście miały przez tydzień się głodzić, nie schudnięcie w takim tempie, bo ciało samo w sobie na to nie pozwoli, zacznie magazynować tłuszcz, czując że organizmowi grozi "niebezpieczeństwo energetyczne", czyli brak składników odżywczych i węglowodanów.
Jedyne sposoby walki z tłuszczem, to regularne odżywianie (najlepiej 5 posiłków dziennie), kontrolowanie ich kaloryczności na poziomie dziennego spalania i zamiana pustych kalorii na bogate w witaminy i minerały oraz ćwiczenia przynajmniej 3 razy w tygodniu.
Efekt przyjdzie bardzo ładny i w pełni zdrowy, ale należy pamiętać, iż i tak nie będzie to w ciągu paru dni, czy miesiąca. Możecie się przyczepić teraz mojego ustalenia czasowego, że czasem czeka się rok-dwa, a ja daję tylko miesiąc. Fakt, czasem potrzeba i roku, ale jest to okres na całą przemianę, mi za to chodzi o widoczność efektów :) U osób mających ok 25-30/35% tkanki tłuszczowej już po miesiącu, no niech będzie dwóch, na pewno będzie widać zadowalające efekty :) Natomiast osoby z większym składem % tłuszczu, po sumiennej zmianie nawyków żywieniowych także będą widzieć zmiany i mniejszą wagę :)
"NO PRZECIEŻ ROBIĘ, CO TRZEBA, A WAGA STOI..."
W takim wypadku istnieje kilka rozwiązań problemu:
1. Ważną zasadą jest nie przeforsować mięśni i organizmu na ćwiczeniach. Mięśnie potrzebują regeneracji. Jeżeli będziemy je męczyć dzień w dzień (a czasem nawet co drugi dzień to może być za dużo), mogą ulec zniszczeniu i zamiast pięknie wyrobionych mięśni może czekać nas nawet lekarz i rehabilitacje.
Natomiast co do organizmu, jeżeli jest on narażony na duży wysiłek fizyczny i to często i długo, poczuje się zagrożony i postara się magazynować energię (tłuszcz) do tego wysiłku. Powinnością jest też zaznaczyć, że takie częste długie treningi mogą skutkować osłabieniami, kontuzjami, czy niedoborami składników odżywczych... Chcecie na aerobik? Spoko. Ale maks 2 godziny co drugi dzień i to z dłuższą przerwą i posiłkiem pomiędzy. I tak nie polecam tego "na start", bo to zwyczajne zamęczanie organizmu. Kochane nie rzucajcie się z motyką na słońce i słomianym zapałem, bo Wam to tylko zaszkodzi. A nawet jak da Wam te "upragnione efekty" - zejdzie Wam ten zapał za jakiś czas i jak nic przyjdzie efekt jo-jo...
2. Kolejność ćwiczeń. Wielu osobom wydaje się, że najpierw powinno się rozgrzać ciało przed treningiem siłowym, np. najpierw fitness, a potem siłownia. Nic bardziej mylnego. Zapytacie "dlaczego?". Wpadłam na łatwą przenośnię tłumacząc to znajomej. Weźcie wilgotną chusteczkę, taką jak te dla dzieci. To będzie Wasz mięsień.
Naciągnijcie ją lekko na całej długości obiema rękoma i zacznijcie poruszać rękami: jedną w górę, drugą w dół itp. Mierzwijcie ją w rękach, lekko naciągajcie, jakbyście chcieli ten mięsień "rozgrzać". Chusteczka z czasem zrobi się po środku cieńsza, a nawet lekko naderwana, przetarta w niektórych miejscach. (to był fitness, rozgrzewka mięśni na godzinnym treningu)
Teraz "idziemy na siłownie", gdzie mięśnie muszą wytrzymywać pokaźne ciężary. Czyli rozciągamy chusteczkę. Prawdopodobnie po chwili się przerwie. Jeżeli nie, to na pewno będzie już osłabiona na środku, a włókna będą osłabione.
Mniej więcej to samo stanie się z naszymi mięśniami. Przetrą się i osłabią. Jeżeli zaś zrobimy odwrotnie, pobudzimy mięśnie, które będą potrzebowały energii i pobiorą ją z tłuszczu, a na fitnessie tym bardziej wesprzemy ten proces spalania.
3. Długość ćwiczeń. Krótko i zwięźle, ćwiczenia winne trwać co najmniej pół godziny! Najlepiej ok godzinki. Dlaczego? Dopiero po tych 30 minutach organizm zaczyna spalać tłuszcz. Natomiast po 15 minutach spala węglowodany, które zjedliśmy tego dnia.
4. "Lubię słodycze i to mój problem". Sama też je lubię, spokojnie ;) Jednak są co do tego żelazne zasady:
- Najlepiej zamień je na owoce lub zanim będziesz miała na nie ochotę, zjedz owoce, gdyż zapotrzebowanie na glukozę zostanie nimi zaspokojone i zmniejszysz szanse na "chętkę" ;)
- Jeżeli jesz ich dużo i naprawdę ciężko Ci je odstawić, zainwestuj w chrom. Najlepiej nie bierz byle czego, co od tak znajdziesz sobie na półce, tylko zapytaj się farmaceuty o zdrowy i jak najlepszy. Możesz też podpytać o dawkowanie. Ważne, aby sprawdzić jaki % zapotrzebowania zaspokaja dana dawka i brać to sobie do serca, aby nie przedawkować, czyli sprawdzić w jakich produktach jeszcze ten chrom się znajduje, ponieważ wszystko dobre, byle nie przedawkowane ;))
- Wybierz sobie dzień, kiedy pozwolisz sobie na słodkości (tak z raz na tydzień chyba najzdrowiej dla głodomorka ;) ). Może on być ustalony z góry lub wykorzystany na spontanie, jednak należy wtedy pamiętać, że w tym dniu się zjadło i odhaczyć sobie resztę tygodnia na "bez słodyczy". Ważne jest także, aby zjeść je wtedy maksymalnie o godz 12.00, ponieważ jest wtedy jeszcze szansa, że spali się je w ciągu dnia (albo przynajmniej większość).
- Bierzesz jedno i chcesz więcej? - policz sobie kalorie. Złapałam się na tym, że ciasteczka były przepyszne, ale po zjedzeniu jednego postanowiłam wyliczyć, ile kalorii na takie jedno przypada. Odechciało mi się jeść więcej ;)
- Rób sobie sama słodkości na bazie zdrowych składników. A co za problem zamiast cukru dodać miodku? I od razu zdrowsza alternatywa :) Ja najchętniej korzystam też z bananka, płatków i gorzkiej czekolady (min 70%). Fakt, czekolada jest kaloryczna, jednak kiedy dodamy jej niewiele, a w dodatku jest ona o takim stężeniu, to jest to bardzo zdrowy pomysł ;) Taka czekolada to idealny regulator procesów trawiennych i pomocnik w profilaktyce raka ;)
5. Waga to nie wyznacznik! Zdecydowanie Kochane. Obstawiam, że duża Wasza część ćwiczy z ciężarkami lub wykonuje treningi siłowe, itp. Myślicie, że mięśnie to piórka? Ni w ząb! Mogą ważyć nawet więcej niż tłuszcz! Tak więc jak Wam waga stanie, albo w momencie "szczupłości" wskoczy o kilogram, to pomyślcie najpierw, coście ćwiczyły.
6. Przestój wagowy, zwiecha organizmu. Bardzo często zdarza się to przy dużej utracie wagi. Waga leci, leci w dół i nagle dynks! Ani drgnie. To niczyja wina. To jakby organizm miał okres, kiedy się zastanawia, czy ten spadek wagi był czymś dobrym, czy raczej jakimś złym przypadkiem losowym i wpada w rozterkę "magazynować, czy zrzucać dalej?". W tym czasie najbardziej powinno się trzymać diety i ćwiczeń, aby dać mu do zrozumienia, że nic się nie zmienia w tym czasie, kiedy się zastanawia, a czasem może to u niego trochę potrwać. Jeżeli poddamy się i zaczniemy zajadać, damy informację "coś było nie tak, teraz trzeba nadrobić braki" i z powrotem zaczniemy przybierać na wadzę.
0 komentarze